www.czesciauto24.pl




Trasa: 25,81 km

Ze Szprychą do Danii i Szwecji

Dzień XIII - program: pobierz...
Termin: 20.07.2011 r. (środa)

Poranek ponownie pochmurny. Pomyśleliśmy sobie, że Bornholm ze smutkiem się z nami żegna. Nie padało, ale dało się odczuć, że będzie to możliwe. Spakowaliśmy swoje rzeczy i namioty. W moich sakwach z tylnego koła dało się zauważyć wolne miejsce. Woziłem w nim nasze jedzenie, które jakby nie było musiało się kiedyś kończyć. Pozostał już tylko nasz obiad. Wracaliśmy przed średniowieczną stolicę Bornholmu – Aakirkeby, gdzie dogonił nas deszcz. Schowaliśmy się na głównym rynku pod parasolem lodziarni. Zakupiliśmy kawę i lody, czekając na poprawę pogody. Przestało padać, więc korzystając z okazji pojechaliśmy to Nexø. Po drodze mogliśmy już zdjąć peleryny. W Nexø Zatrzymaliśmy się przed terminalem dla podróżnych, korzystając ze stojących ławek. Było to również miejsce gdzie zjedliśmy obiad. Po zaspokojeniu naszych potrzeb przyziemnych udałem się z Kamilem na pamiątkowe zakupy. Tomek pozostał, aby pilnować nasz dobytek. Już na godzinę przed naszym wypłynięciem zaczęło przybywać osób, które wracały do Polski. Większość była z rejsu jednodniowego, który ograniczał się do objechania wyspy autokarem, szybkich zakupów i powrotu. W porcie nie było już dobrze znanej nam z przyjazdu duńskiej straży granicznej. Załadunek rowerów umożliwił nam wejście na pokład. Zauważyliśmy, że jednodniowi turyści skierowali się do baru na obiad. Zaraz jak tylko skończyli jeść, otrzymali woreczki tak na wszelki wypadek – mówiła obsługa statku. Jako doświadczeni w tej kwestii wiedzieliśmy co nas czeka. Rzeczywiście, gdy tylko opuściliśmy port zaczęło się bujanie statku, tak dotkliwe, że większość pasażerów zaczęła chorować. Nie ominęło i mnie, wielokrotnie dostawałem nowy woreczek… Cały 4,5h rejs przebywałem na górnym pokładzie, walcząc chorobą morską. Przyjąłem pozycję w kucki i trzymałem się jej do samego końca. Podszedł do mnie oficer, który zauważył moją nietypową wielogodzinną pozycję, proponując mi aby usiadł… - odpowiedziałem, to jedyna pozycja, dzięki której jeszcze żyję… Podróż wydawała mi się jako nie mająca końca. Kołysanie ustało, wpłynęliśmy do Kołobrzegu. Dolegliwości minęły, pozostało poczekać aż będzie możliwe wyniesienie naszych bagaży. Statek opuszczało ponad 200 osób, co przy jednym i wąskim wyjściu wydawało się nie mieć końca. Pamiętaliśmy naszą przygodę z ubiegłego roku, kiedy to nasz zamówiony kierowca nie przyjechał. Pierwsze myśli były skierowane na to, czy historia się nie powtórzy. Wyciągam telefon i dzwonię… jest, ale nie mógł zaparkować przy statku. Czeka nas załadunek bagaży na rower i podjechanie na miejsce postoju busa. Minęło trochę czasu zanim byliśmy gotowi. Gdy tylko dojechaliśmy, czekał nas rozładunek i pakowanie ro-werów i rzeczy. Dopiero teraz poczułem, że to już koniec naszej przygody, jeszcze parę godzin temu byliśmy w Danii… W czasie jazdy zdążyłem jeszcze trochę porozmawiać kierowcą, zaraz zamknęły mi się oczy, by za chwilę usłyszeć od kierowcy – jesteśmy na miejscu. Odniosłem wrażenie, że jechaliśmy kilka minut. Zmęczenie wprowadziło mnie w głęboki sen. Spojrzałem na zegarek, była już prawie trzecia rano, a trzeba było jeszcze wyładować nasze rzeczy i wnieść na czwarte piętro. Natomiast Tomek pojechał dalej, do swojego domu. Każda sakwa wydawała mi się wielokrotnie cięższa… Ledwie zamknąłem drzwi od domu, zobaczyłem, że Kamil już leży w ubraniu na łóżku w głębokim śnie…