Ze Szprychą do Danii i Szwecji
Dzień XII
- program:
pobierz...
Termin: 19.07.2011 r. (wtorek)
No nocy pełnej przygód pozostały tylko wspomnienia. Przywitała nas wymarzona pogoda. Kamil postanowił,
że zostaje na polu namiotowym, a ja z Tomkiem ruszyłem na przejażdżkę po Bornholmie (jak się okazało było to prawie 70 km).
Pojechaliśmy na północ. Po drodze zatrzymaliśmy się przed kościołem rotundowym w Nyker. W miejscowości Klemensker chcieliśmy
odnaleźć sklep z serami produkowanym w tej miejscowości. Jak się okazało, nie prowadzili sprzedaży detalicznej, całość produkcji
trafia do hurtowych odbiorców. Mleczarnia powstała w 1888 r. i posiada bogatą tradycję w produkcji wyśmienitych serów, nagradzanych
na świecie wieloma nagrodami. Ruszyliśmy dalej, by zatrzymać się przy kolejnym kościele rotundowym w Olsker (Ols Kirke). Jest on najwyżej
położonym kościołem rotundowym na wyspie - wieża kościoła położona jest 112 m n.p.m. W miarę zbliżania się do nadbrzeża ukazał się
nam przepiękny widok na Bałtyk. Tuż przed Allinge zatrzymaliśmy się przy kamieniach, na których są ryty naskalne liczące ponad 2,5 tys. lat.
Pogoda cały czas rozpieszczała nas promieniami Słońca, którego brakowało nam przez ostatnie dni. W Allinge zatrzymaliśmy się na krótki
spacer po centrum oraz na krótkie zamoczenie nóg w morzu. Po przerwie pojechaliśmy na półwysep Hammerodde, gdzie znajduje się jedna z
najpiękniejszych pieszych tras w Danii. Niestety jazda rowerem jest tam niemożliwa. Na spacer nie mamy czasu, więc decydujemy
się wjechać na wzgórze, gdzie znajduje się zabytkowa latarnia morska Hammer Fyr i zapewne jest przepiękny widok na Bałtyk, a nawet
może uda się nam zobaczyć Szwecję… Nie pomyliśmy się, latarnia była dostępna dla turystów i roztacza się z niej widok na Skanię, co
udało się nam uwiecznić aparatem. Od tego miejsca zaczął się nasz powrót, ale nieostatnia atrakcja przed nami. Zjazd z góry był już
samą przyjemnością, jednak hamulce musiały być cały czas w użyciu. Przejechaliśmy obok sztucznie utworzonego z kamieniołomu szmaragdowego
jeziora Opalsø i największego na wyspie polodowcowego jeziora Hammersø. To trzeba zobaczyć na własne oczy, to idealne miejsce,
aby się tam zatrzymać na całe południe. Naszym celem była teraz Kaplica Jana - Jons Kapel, mnicha który nawracał mieszkańców Bornholmu
na chrześcijaństwo. Po drodze pominęliśmy zamek Hammershus, który zwiedziliśmy rok temu. Ograniczenia czasowe, wymuszały na nas
podejmowanie takich decyzji. Natomiast w ubiegłym roku nie udało się nam zlokalizować kaplicy, więc mieliśmy nadzieję, że uda
się nam to dziś. Po dokładnym przeanalizowaniu mapy dotarliśmy na miejsce. To była bardzo dobra decyzja. W pierwszej kolejności
zaliczyliśmy zejście po drewnianych schodach z dość wysokiego skalistego klifu. Przepiękny widok zatrzymywał nas co kilka kroków.
Schody się skończyły i zaczęła się powolna wędrówka do skałkach. W końcu zeszliśmy do kaplicy. Trochę nas to miejsce rozczarowało,
bo inaczej sobie wyobrażaliśmy „święte” miejsce. Kaplica okazała się wnęką w skale powstałą z opadających skał. Brak informacji
jak mogło wyglądać to miejsce za czasów mnicha Jana dopełniał nasze odczucia. Pozostało nam podziwiać skaliste nadbrzeże.
Musimy jechać dalej, więc opuszczamy to miejsce i kierujemy się wzdłuż zachodniego wybrzeża wyspy. W końcu droga znalazła
się nad samym morzem. Kolorowe domki i przydomowe wędzarnie dopełniały uroku nadbrzeża. Zamyślenia nad otaczającym widokami
przerwała mi wiadomość od syna, który stęsknił się za tatusiem i upomina się o nasz powrót na pole namiotowe… Dojechaliśmy
jeszcze do Hasle, uroczego miasteczka portowego, szybkie spojrzenie na domki w porcie i już kierujemy się na pole namiotowe.
Pozostało już nam ostanie 20 km, które pokonaliśmy bez większych postojów. Najbardziej znudzony był Kamil, któremu samotny
pobyt dał się we znaki. Wspólna kolacja i wspomnienia z przeżytego dnia wypełniły nam wieczór. Zdaliśmy sobie sprawę, że
jutro już wracamy do Polski.